środa, 31 sierpnia 2011

Frustracje i jesień

Dziś napiszę krótko - żyję i coś tam robię. Niestety ostatnio mamy troszkę pod górkę, w związku z czym niechętnie siadam do maszyny, żeby skończyć moją kolorową kompozycję, na połączenie czeka też 18 szydełkowych kwadratów, które będą poszewką na poduszkę oraz moich pomysłów w głowie milion czterdzieści. Wszystko musi zaczekać. W międzyczasie swoje frustracje zamieniam w słupki, które będą zapewne niebawem szerokim na 2 metry kocem, pod którym w chłodne, jesienne wieczory będziemy się z mężem przykrywać, oglądając w domu filmy na dużym formacie. Dobór kolorów jest wypadkową mojego nastroju i pogody na zewnątrz:).


U nas już jesień a u was? Kilka ostatnich wieczorów poszukiwałam niezbyt trudnego i ładnego wzoru na mitenki, chyba dziś coś znalazłam, oraz w końcu udaje mi się założyć czasami swój kolorowy wełniany szalik. A jutro pierwszy września, ciężko w to uwierzyć, jak i również w to, że za tydzień mój trzletni syn pójdzie do przedszkola!


sobota, 20 sierpnia 2011

Mini quilt - początek

Już od kilku miesięcy oglądam wszystkie cudne patchworki i rośnie we mnie pragnienie uszycia swojego. Wybrałam tkaniny, które lubię -  tęczowy zestaw, ulubiony len z nadrukiem gazety i filc do dekoracji. Zaczęłam od czegoś prostszego, czyli dużo kolorowych pasków, na ten moment całość bardzo mi się podoba, mam nadzieję, że w trakcie szycia uda mi się zachować kompozycję, która zawiśnie na ścianie w naszym domu.


Jest plan, żeby jakieś zwierzątko wyskoczyło zza krzaczka, ale nie wiem jeszcze jakie:).


Ponadto, jeśli macie jakieś uwagi, wskazówki, chętnie przyjmę. Najbardziej obawiam się podszywania tego obrazka ociepliną, fajnego przeszcia (pikowania???) oraz chyba największy strach - obramowanie:).


wtorek, 16 sierpnia 2011

Ambicje

Zacznę dziś konkretnie:). Pragnę nauczyć się sztuki fotografowania. Owa ambicja rośnie we mnie od dawna, we wrześniu idę na stosowny kurs, a w międzyczasie czytam. Kiedy tylko Marysia wspomniała o książce Plate to Pixel, natychmiast dodałam ją do listy lektur obowiązkowych! Od kilku dni chłonę wiedzę w niej zawartą, podziwiam piękne zdjęcia i przełykam ślinę, nadmiernie produkowaną w związku z pysznościami znajdującymi się na stronach tej lektury.


Naszła mnie myśl, że fajnie byłoby tę wiedzę wykorzystać już teraz, a że bardzo lubię piec, dlaczego nie połączyć ze sobą przyjemnego z pożytecznym. W zwiazku z tym, wczoraj powstał blog kulinarny - tsumiko w kuchni.

Od teraz, nie będę was tutaj zanudzać żadnymi przepisami, a zainteresowanych serdecznie zapraszam. Póki co piszę o słodkościach przez was już poznanych, wkrótce zajmę się nowościami. 
Jeszcze raz polecam tę książkę, jest tam mnóstwo wskazówek przydatnych nie tylko w przypadku fotografowaniu jedzenia, autorka włożyła w nią całą siebie, dzięki czemu jest bardzo dobrze napisana. 
I do następnego posta!

czwartek, 11 sierpnia 2011

Bawełniane podkładki

Bardzo chciałam zrobić coś na szybko, więc postanowiłam wykorzystać leżącą od kilku miesięcy w moim koszyku (albo raczej wielgachnym koszu) bawełnę. To moje pierwsze szydełkowanie z tego typu włóczki i na pewno nie ostatnie. Dziergało się bardzo przyjemnie i podkładek będzie więcej. Mam wrażenie, że w większej ilości będą się pięknie prezentować w formie girlandy zawieszonej w oknie. Wzór pochodzi z The Yvestown Blog.

środa, 10 sierpnia 2011

Wełniana poducha i niebo w gębie

Bardzo kocham wełnę kauni, zwłaszcza w kolorach EQ (czyli tęcza). Ta włóczka jest taka szorstka, można powiedzieć rustykalna i uwielbiam, kiedy kolory płynnie przechodzą jeden w drugi. Z resztki tej tęczowej wełny zrobiłam przód (lub tył, jak kto woli) poszewki na dużą poduszkę (50*50 cm). Na drugą stronę wykorzystałam Kauni w różnych odcieniach zieleni i teraz możemy poduchę odwracać w zależności od nastroju, lub od tego, gdzie się znajduje.
 Moja pasja kuchenna trwa. Nie, nie upiekłam dziś nic zdrowego, po prostu jak zobaczyłam przepis, to nie mogłam się mu oprzeć, chodził za mną i chodził, cały czas czułam w powietrzu (wyimaginowany) zapach cynamonu. Przepis pochodzi z blogu Joy the Baker, nic nie zmieniłam, jedynie przełożyłam jednostki wagi na bardziej mi przystępne (czyli gramy i ml). Polecam gorąco, nie wymaga wiele pracy, może odrobinę czasu, ale można go również robić na raty. Drogie Panie, prezentuję chlebek z cukrem cynamonowym!
PRZEPIS
Składniki:
na ciasto:
350 g mąki (można dodać ociupinkę więcej)
50 g cukru
1saszetka suchych drożdży (7g)
pół łyżeczki soli
55 g masła
80 ml mleka
60 ml wody
2 duże jaja
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

Na nadzienie:
200 g cukru
2 łyżeczki cynamonu
pół łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
55 g masła, stopionego aż do momentu, kiedy zbrązowieje

W jednej misce mieszamy 250 g mąki, cukier, drożdże i sól. Odstawiamy.
W kolejnej miseczce mieszamy ze sobą jajka, odstawiamy na bok.
W rondelku topimy masło razem z mlekiem; zdejmujemy z ognia, dodajemy wodę i olejek waniliowy i zostawiamy na około 2 minuty, żeby wszystko nieco wystygło.
Naszą mleczną miksturę wlewamy do suchych składników i mieszamy. Następnie dodajemy jajka i mieszamy tak długo, aż jajka połączą się z resztą masy (dość długo:)). Później dodajemy resztę mąki i znów mieszamy przez około 2 minuty. Nasze cisato będzie dość klejące, takie ma być.

Tak przygotowane ciasto odstawiamy przykryte czystą ściereczką na około godzinę, aż mniej więcej podwoi swoją objętość. 
W międzyczasie można przygotować nadzienie (pod koniec tego godzinnego czekania). Należy wymieszać suche składniki (cukier,cynamon i gałkę) oraz stopić masło.
Kiedy ciasto urośnie, wykładamy je na stolnicę (tudzież blat), dodajemy około 2 łyżki mąki (ja dodałam nieco więcej) i wyrabiamy. Następnie znów przykrywamy ściereczką i zostawiamy na około 5 minut. Teraz trzeba ciasto rozwałkować. Rozwałkowane ciasto powinno mnieć MNIEJ WIĘCEJ 30 cm na 50 cm. Następnie pędzelkiem do ciast rozsmarowujemy roztopione masło i posypujemy całość wcześniej przygotowanym cynamonowym cukrem, nawet jeśli wydaje się wam, że to za dużo, sypcie:).
Teraz proszę spojrzeć tutaj. Ciasto kroimy na 6 równych pasków, i te pasy układamy jeden na drugim, po czym kroimy na 6 równych częsci. Tak pokrojone wkładamy do foremki 22.5 na 12.5 (znów,może być mniejsza lub większa, albo dwie małe), ciasto powinno być raczej ściśle ułożone (w formie ciasto opiera się na dłyższym boku tej kanapeczki). Wkładamy wszystko do formy i odstawiamy na kolejne pół godziny, po czym umieszczamy w rozgrzanym piekarniku (175 stopni) i pieczemy około 30 minut. Gorące ciasto będzie wyglądało na niedopieczone ze względu na roztopiony cukier, po czasie cukier zastygnie i wszystko wróci do pięknej i smacznej formy. Chlebka nie trzeba kroić, można odrywać kolejne jego elementy i jest absolutnie przepyszny i baaardzo słodki. Acha, ja piekłam w formie silikonowej, ale jak będziecie piec w zwykłej to oczywiście trzeba ją natłuścić i obsypać mąką:). Smacznego!!!

niedziela, 7 sierpnia 2011

Kulinarnie

Uff, za mną bardzo ciężki tydzień pod znakiem płaczącej i zasmarkanej małej dziewczynki. Wszystko z powodu wyżynającej się trójki. Biedactwo nic tylko płacze i nieszczególnie pozwala sobie pomóc. Niestety dla mnie oznacza to również zero ukończonych prac, zero szycia i odrobinkę szydełka. 
Nie daliśmy jednak tej trójce całkiem przejąć nasze domowe poczynania, w zeszłą niedzielę, na przykład, wybraliśmy się nad morze. Lena odwiedziła wielką wodę po raz pierwszy i była zachwycona! Morze niestety było zimne, więc nasza zabawa ograniczyła się do rzucania kamieni, budowania zamków z piasku (Mikołaj z tatą) i spaceru po okolicy.

No ale tytuł posta wskazuje na to, że będzie o jedzeniu, więc do rzeczy. Od kilku tygodni stawiamy w domu na zdrowe odżywianie, póki co idzie nam całkiem nieźle. Jest to dla nas również okazja do poszerzenia menu, w końcu nie muszę się tak ciężko zastanawiać "co dziś na obiad", ponieważ mam stos przepisów do wypróbowania. Cała zabawa polega na wyeliminowaniu złego tłuszczu, cukru (zwłaszcza czekolady) i zrzucenie nieco sadełka (brzuch mam jak na początku ciąży:)). Jesteśmy łasuchami, więc szukam również przepisów na zdrowe i lekkie ciasta, a te które mi odpowiadają, przetwarzam w smakołyki na nasz stół.
Przedstawiam Wam zatem wypróbowane i warte grzechu zdrowe desery. Pierwszy zaskoczył mnie totalnie, ciasto (ja zrobiłam w formie babeczek) czekoladowo - korzenne ba bazie białej fasoli.

Przepis pochodzi z gazetowego forum i co najciekawsze, absolutnie nie czuć, że jest w nim jakakolwiek fasola. Ciasto nie ma tłuszczu, więc upieczone nieco różni się od zwykłych, ciężkich wypieków, ale jest na prawdę smaczne.
Na blogu Trufli znalazłam przepis na razową szarlotkę, tutaj już nieco bardziej zgrzeszyłam, bo musiałam dodać 100 g margaryny, ale jabłecznik łaził za mną dwa tygodnie i nie byłam w stanie się mu oprzeć. Pozatym kocham zapach jabłek z cynamonem roznoszący się po domu:).

Dziś do piekarnika za chwilkę wskoczy razowa pizza z mozarellą, pomidorami, rukolą i tuńczykiem a na specerze złapałam biedronkę, kótra była wspaniałą modelką!(pokażę koniecznie, bo mój mąż chyba pierwszy raz w życiu powiedział, że zrobiłam dobre zdjęcie!).


Jak zwykle, mam nadzieję napisać więcej za kilka dni i życzę wam wspaniałego i pełnego słońca tygodnia!